You are currently viewing W POSZUKIWANIU MIŁOŚCI – o powstaniu kolekcji „Kochające Serce”

W POSZUKIWANIU MIŁOŚCI – o powstaniu kolekcji „Kochające Serce”

Zawsze poszukiwałam prawdziwej miłości…

W dzieciństwie od rodziców, w młodości w wyobrażeniach idealnego partnera, w końcu w związku małżeńskim – pragnąć, aby ta szczęśliwa miłość wypełniła najgłębsze potrzeby mojego serca.

Na tej długiej drodze było wiele rozczarowań i zwątpień – czy ta prawdziwa miłość w ogóle istnieje. Jednak pewnego dnia odkryłam, że pragnienie, które Bóg wpisał w serce człowieka, w moje serce – jest do spełnienia.

Odpowiedzią na to pragnienie okazało się coś, co zawsze było blisko, wręcz „na wyciągnięcie ręki”. Coś, co było obecne w moim życiu, jednak w ogóle tego nie zauważałam.

Było to Kochające Serce Jezusa, które od dziecięcych lat mogłam dostrzec na obrazach religijnych, nie mając jednak żadnego pojęcia o głębi i znaczeniu tego wizerunku. Dopiero gdy odkryłam, że miejscem spotkania z upragnioną miłością jest Jego serce –  moje serce i moje życie zaczęło bić na nowo.

– Mamo, kochasz mnie? – dopytywałam w dzieciństwie.
– Kocham Cię, córeczko – odpowiadała mama.
– Mamo, dlaczego mnie kochasz? – ciągnęłam dalej – Skąd wiesz? Co dokładnie czujesz? Mamo, powiedz, dlaczego mnie kochasz?

Mama do dzisiaj wspomina jak nie rozumiała dlaczego tak intensywnie i często pytałam. Nie było to wg niej „normalne”. Była nas trójka dzieciaków.
Miałam kochającą rodzinę: rodziców, rodzeństwo, dziadków – nie mogłam narzekać na brak towarzystwa, uwagi czy troski. Skąd więc były we mnie te wszystkie pytania?

W POSZUKIWANIU MIŁOŚCI

Lata młodości, czas wielu nowych aktywności i tempo życia – wypełnione były jednak tęsknotą za tym, co upragnione. Bliskie przyjaźnie „od serca”, pierwsze zakochania, randki, młodzieńcza miłość… okazywały się być tylko namiastką tego, czego głęboko pragnęło moje serce. Moje wnętrze tęskniło zawsze za miłością wyjątkową, miłością „na całe życie”. Bezwarunkową, dojrzałą, stałą w uczuciach, niezmienną, żywą i zawsze gorącą.

Weszłam w relację małżeńską – z nadzieją, że to jest odpowiedź na moje pragnienia. I choć z moim mężem kochamy się bardzo, mamy do siebie wielki szacunek i zrozumienie – to jeszcze nie było to. Uczyliśmy się wzajemnie miłości i kochamy się bardzo. W głębi wiedziałam jednak, że ta miłość to jeszcze nie to.

Pewnego dnia, gdy byłam już po 40-stce, znajoma poprosiła mnie, abym przyszła do kościoła na Mszę Świętą na godzinę 22:00, gdyż miała to być Msza w jej intencji i bardzo jej zależało, żebyśmy w niej z mężem uczestniczyli. Poszłam, gdyż czułam, że to było dla niej ważne.

Był to czas w moim życiu, gdy otwierałam się już na relację z Bogiem (po wielu latach życia poza tą relacją), jednak pójście na 3-godzinne nabożeństwo do kościoła było dla mnie związane z wielkim trudem. Ledwo przetrwałam te 3 godziny, myśląc ciągle o tym, że rano muszę iść do pracy. Obiecywałam sobie w myślach, że nigdy już tutaj nie wrócę.

Po skończonej Mszy i nabożeństwie, prowadzący wówczas Ojciec Jan Paweł (obecnie ks. Maciej Bagdziński), jak co tydzień, losował – kto zabierze ze sobą do domu obraz Serca Jezusa (który obecnie wisi w Sanktuarium Serca Jezusowego w Szczecinie).


Wypadło na mnie. Nie byłam z tego powodu zadowolona, gdyż wiedziałam, że oznacza to powrót za tydzień na to samo, niezrozumiałe dla mnie nabożeństwo i to w środku tygodnia, gdy ja – będąc osobą bardzo aktywną zawodowo – wolałam skupić się na wypełnieniu obowiązków w firmie.

Nie zapomnę momentu, gdy niosłam ten obraz do domu. Myśli i pytania, które mi wtedy towarzyszyły to: „Po co mi teraz ten obraz?”, „Gdzie ja go postawię?”, „Przecież on kompletnie nie pasuje do mojego wystroju!”.

Gdy w nocy dojechaliśmy do domu, poprosiłam męża, żeby zdjął w sypialni obraz, który mieliśmy i powiesił zamiast niego ten, który przywieźliśmy z kościoła. Zrobiłam to, bo nie miałam sumienia, żeby postawić go gdzieś z boku w kącie.

Po chwili zostałam sama w pokoju i samoistnie zaczęłam wpatrywać się w ten wielki obraz, na którym widniał Zmartwychwstały Jezus wraz ze swoim jaśniejącym Sercem.

W pewnej chwili zaczęłam się modlić, a moja modlitwa wypływała prosto z serca i czułam, jak płynęła prosto do serca Jezusa, które wyglądało jak żywe na tym obrazie. Zaczęła mnie ogarniać ogromna miłość, taka miłość, o jakiej marzyłam od najmłodszych lat.

To było niesamowite uczucie. Czułam coś takiego, jakbym odnalazła skarb, którego całe życie szukałam. W jednej sekundzie ten obraz stał się najbliższą rzeczą, jaką miałam i jaką pragnęłam mieć. Trudno mi jest opisać słowami to, co wtedy całą sobą czułam. Wiedziałam, że właśnie odnalazłam tę miłość, której zawsze szukałam.

ZNAKI NA DRODZE MIŁOŚCI

Od tej pory, niczym wybranka serca, otrzymywałam od Niego znaki, które ciągle mnie zaskakiwały.

Żeby zbliżyć się do Niego bardziej, odbyłam spowiedź generalną (z całego życia), nie mając jeszcze wtedy świadomości jak wielka moc była w oddaniu całej mojej historii uzdrawiającemu Bogu. Po sakramencie pokuty, kapłan wręczył mi replikę obrazu Serca Jezusowego na pamiątkę. Był to ten sam wizerunek Pana Jezusa, który wylosowałam i musiałam potem z bólem serca oddać.

Bóg tak pokierował moim życiem, że postanowiliśmy z mężem (po latach trwania w małżeństwie cywilnym) przyjąć sakrament małżeństwa w Kościele. Ta cudowna uroczystość, na której płakaliśmy ze wzruszenia my sami i nasi goście, odbyła się nie innego dnia, ale 19 czerwca 2020 roku, w święto Najświętszego Serca Pana Jezusa o godzinie 15:00 (godzina Jego chwalebnej śmierci).

Grafika, którą otrzymałam w prezencie, było to serce Boga… z którego wychodzą promienie obejmujące nas obojga.

Serce Jezusa, od tamtego pamiętnego wieczoru, towarzyszyło mi już zawsze, było miejscem mojego schronienia w trudnym czasie i miejscem odkrywania coraz głębszej miłości do Niego, ale i do siebie samej, do męża, do ludzi, do świata.

Wiele się wydarzyło w moim życiu i we mnie przez ten czas ostatnich 9 lat. W tym roku, w marcu 2023, pojechałam po raz kolejny na pielgrzymkę do Medjugorie. Podczas jednego ze spotkań, zobaczyłam ikonę Zmartwychwstałego Jezusa z promieniami miłosierdzia, wypływającymi z Jego przebitego serca. Nie mogłam oderwać od niej oczu, a to, co czułam w środku to głębokie zrozumienie jedności między kochającym sercem Jezusa, a Bożym Miłosierdziem.


KOCHAJĄCE SERCE JEZUSA – JAKO ZNAK DLA KAŻDEGO

Tak bardzo chciałam podzielić się tym, co czułam i nadal czuję głęboko w sercu, że – pomimo wielu przeszkód – udało mi się zaprojektować najpierw sam medalik, a potem całą kolekcję, która niebawem będzie już w całości dostępna w Bgood. Chciałabym, żeby ta biżuteria stanowiła dla każdego, kto się z nią zetknie znak Bożej miłości, która wyraża się w Jego Sercu – zranionym, gdyż zawsze otwartym i pomimo wszystko – zawsze tętniącym miłością.

Mogę śmiało powiedzieć, że kolekcja „Kochające Serce” (in Corde Dei) rodziła się w moim sercu przez ponad 40 lat. Moim marzeniem było, abyśmy zdążyli przedstawić najważniejsze elementy tej biżuterii w czerwcu – miesiącu poświęconym Najświętszemu Sercu Pana Jezusa.

Sercu, które kocha do końca i nie potrafi przestać.

Kochające Serce – Bgood – Prezenty w dobrej wierze

Wkrótce kontynuacja tematu w kolejnym wpisie na blogu: „Szczegółowe znaczenie symboliki w kolekcji „Kochające Serce”.

Ten post ma jeden komentarz

  1. Dorota Markowska

    Dziękuję Ci Dorotko za to świadectwo🕊️🌷

Dodaj komentarz